sierpnia 13, 2014

Push up Liner They're Real ! od Benefit

Jak już pewnie wiecie 27 czerwca 2014 do drogerii Sephory trafił nowy produkt od Benefit, a dokładniej Push Up Liner z serii They're Real ! Ja posiadam wersję mini i przychodzę do Was dzisiaj z recenzją tego właśnie cudownego (?) kosmetyku. Sama z siebie z pewnością nie zdecydowałabym się na jego zakup, ze względu dosyć konkretną cenę, bo za pełnowymiarowy produkt trzeba zapłacić 120 zł.
Warto zaznaczyć, że firma Benefit zadbała o to, aby produkt został jak najbardziej rozreklamowany, a hasła naprawdę skłaniają do zakupu.


Zacznijmy od opakowania. Liner mieści się w zwykłym, małym prostokątnym pudełeczku, więc to nic nadzwyczajnego. Ale sam w sobie jako liner, prezentuje się ładnie. Czarny kolor w połączeniu z delikatnym pomarańczowym akcentem niewątpliwie przyciąga uwagę. Opakowanie wykonane jest z plastiku i ma wbudowane pokrętło, dzięki któremu możemy aplikować kosmetyk. Jest mały i lekki, więc akurat do zabrania w podróż. Ponadto posiada to, co według mnie najlepsze, czyli wbudowany silikonowy aplikator, który dopasuje się do kształtu Waszych powiek.




Ma maluteńką pomarańczową skuwkę, którą należy włożyć w dzióbek aplikatora, aby upewnić się, że produkt nam nie wyschnie.

Konsystencja linera jest porównywalna chociażby do linera z Inglota w słoiczku, chociaż mam wrażenie, że bardziej kremowa i przyjemniejsza w rozprowadzaniu. Czerń jest głęboka, a kosmetyk trwały, nawet jeśli nie używam bazy. Nigdy mi się nie rozmazał, nie odbił gdzieś, chociaż czasem zdarzyło się, że w pewnych miejscach się skruszył. Jednak było to na początku, gdy zaczynałam przygodę z tym produktem i chyba nakładałam go zbyt wiele. Z demakijażem nie mam żadnego problemu, a używam zwykłego mleczka do demakijażu z Biedronki.
Myślę jednak, że początki użytkowania są trochę trudne, ponieważ trzeba nabrać wprawy przy wydobyciu produktu. Czasem wychodzi go zbyt dużo i nie bardzo się wie, co z nim zrobić. Gdy tak się zdarzyło, wyciągałam go po prostu na rękę i bawiłam się jak z aplikacją zwykłego linera ze słoiczka. Jednak po paru razach już nabrałam wprawy i nakładałam go bezpośrednio na powiekę. Uważam, że zrobienie perfekcyjnej kreski tym produktem za jednym pociągnięciem, jest raczej niemożliwe, mimo, iż robię je już od kilku lat. Silikonowy pędzelek jest fenomenalny, bardzo się z nim polubiłam i jest to niewątpliwie dla mnie wielki plus. Z pewnością ułatwia zrobienie kresek osobom, które dopiero zaczynają swoją przygodę z tego typu makijażem lub po prostu lubią szybkie i dosyć proste rozwiązania.
Benefit przedstawiał ten produkt jako produkt dla każdej kobiety, ze względu na łatwość aplikacji. Ale moim zdaniem na przeszkodzie stoi zbyt wysoka cena. Nie każda może sobie pozwolić na wydatek 120 zł z rzędu. Myślę, że gdyby była przynajmniej o połowę niższa więcej z nas mogłoby się na niego skusić.
Jedynym minusem jest to, że dosyć trudno stopniuje się grubość kreski - udaje się zrobić grubszą, ale raczej nie cieńszą. Mi akurat wychodzi w sam raz, chociaż gdy robię delikatny, subtelny makijaż, nadal sięgam po liner w płynie.


Na dzień dzisiejszy trudno mi powiedzieć czy zakupiłabym produkt ponownie. Niby jest fajny, urzekł mnie przede wszystkim jego pędzelek i głęboka czerń, jednak przeszkodą jest cena. Na razie jeszcze pozostanę przy swoim numerze jeden z Eveline. :)

3 komentarze: