lipca 28, 2014

Kosmetyki antycellulitowe Eveline - pierwsze wrażenie

NIE WIERZĘ W ŻADNE CUDOWNE SPECYFIKI ANTYCELLULITOWE. Nie i już. Nie ma żadnego boskiego produktu, który wyleczyłby nas po trzech miesiącach całkowicie i absolutnie z ,, pomarańczowej skórki''. Oczywiście, dobry kosmetyk w połączeniu z odpowiednio dobraną dietą, częstymi ćwiczeniami i masażami, może zdziałać bardzo wiele. Jednak sam w sobie będzie niepotrzebny. Miałam już parę takich kosmetyków, ale systematyczność niestety nie jest moją mocną stroną. Tym razem się zawzięłam i postanowiłam wziąć pod lupę dwa produkty Eveline z serii slim extreme 3D. Dzisiaj opiszę tylko moje pierwsze wrażenia, a za jakiś czas na blogu będzie się można spodziewać szczegółowej recenzji.


Wizualnie oba produkty dobrze się prezentują. Profesjonalna szata graficzna, opakowanie, które mogłoby się wydawać jako wygodne, przekonujące hasła i przede wszystkim niska cena - to wszystko zachęca nas do zakupu. Pielęgnacyjne kosmetyki Eveline są ogólnie dostępne. Sama niejednokrotnie spotykam je na półkach w zwyczajnych supermarketach. Na pewno każda z Was o nich słyszała, ponieważ są dobrze rozreklamowane. 
Ja postanowiłam sobie zakupić peeling - masaż pod prysznic i aktywne serum modelujące brzuch i pośladki.
Moje pierwsze wrażenia niestety nie są dobre.



Zacznę od peelingu. 
Cenowo jest fajnie. 12,99 zł to nie dużo za 250 ml kosmetyku. Poza tym czerwona nalepka z ,,nr 1 w Polsce'' sprawia, że produkt wydaje nam się atrakcyjniejszy. Na pierwszy rzut oka - zwykła tubka, fajnie się będzie wyciskać, potem można rozciąć i coś się jeszcze wyskrobie. Marzenie. Aby wydobyć chociaż troszkę produktu, trzeba się naprawdę nagimnastykować. Konsystencja jest żelowa, ale w dziwnej formie gluta, dlatego tak trudno wycisnąć cokolwiek (!) z tubki. Po nałożeniu na skórę, momentalnie się z niej ześlizguje - jeszcze zanim zdążycie zamknąć wieczko opakowania. Owszem, drobinki są. Malutkie, moim zdaniem zdecydowanie za malutkie i pojawiają się w śladowych ilościach, zupełnie tak, jakby producent nam ich żałował. Nie rozprowadza się dobrze na skórze, absolutnie się nie wchłania, nie wygładza. Nie działa w żaden sposób tak, jak przyzwoite peelingi do ciała. Ani to żel, ani peeling. Nie polecam, zdecydowanie. Lepiej dołożyć kolejne 20 zł i kupić sobie coś lepszego. :)
Jedynym plusem, który udało mi się znaleźć, jest po prostu zapach. Świeży, delikatny. A z numerem 1 w Polsce ten produkt nie ma nic wspólnego.


Jeśli chodzi o aktywne serum modelujące brzuch i pośladki jest o wiele lepiej.
Pojemność 250 ml,  cena trochę wyższa, bo około 15,99 zł, ale to nie jest wielka różnica. Ta sama seria, tak samo zapakowany, ale w tym przypadku nie ma żadnych problemów z wydobyciem produktu. Fajny, ale intensywny miętowy zapach. Konsystencja lejącego się żelu o przeźroczysto - żółtym kolorze. Bardzo szybko się go rozsmarowuje. Już po pierwszych użyciach czuć, że dobrze się wchłania. A gdy się wchłonie - pojawia się uczucie chłodku i mrowienia i już po jakimś czasie odczuwamy, że skóra delikatnie się napina. To są moje pierwsze wrażenia. 

Na razie kosmetyk zrobił na mnie w miarę pozytywne wrażenie i będzie można się spodziewać za jakiś czas dużo obszerniejszej recenzji. A z peelingiem się żegnam. I oczywiście wiadomo, że bez odpowiedniej diety i ćwiczeń nic z tego nie będzie. Sam kosmetyk cudów nie zdziała. :)

Macie swoje sposoby na cellulit ?
Jakich używacie kosmetyków ?
Podzielcie się opiniami!

lipca 25, 2014

Krem pod oczy Milk & Honey Gold - Oriflame


Hej.
Jak już się domyślacie, bohaterem dzisiejszego posta będzie krem pod oczy z kultowej serii Milk & Honey Gold od Oriflame. Przeglądając internet, by móc sprawdzić dostępność produktu, natknęłam się także na różnego rodzaju opinie i wywnioskowałam, że odczucia posiadaczek tego kosmetyku są bardzo mieszane. Tak więc i ja przedstawię swoje zdanie.

Krem zapakowany jest w małą, ale elegancką biało - złotą tubkę o standardowej pojemności, czyli 15 ml. Nie zajmuje dużo miejsca, więc z łatwością można zapakować go do kosmetyczki, gdy gdzieś wyjeżdżamy. Poza tym posiada cienki dozownik, który umożliwia aplikację produktu bezpośrednio na skórę.







Produkt jest bezpośrednio dostępny na oficjalnej stronie Oriflame lub w ich katalogach. Jego cena aktualnie wynosi 13, 90 zł, ale warto przeglądnąć katalogi, bo czasem pojawia się w różnych zestawach z innymi kosmetykami, i wychodzi to taniej. Ja swój zakupiłam w komplecie 4 produktów z tej samej serii i zapłaciłam 29,90 zł, więc była to naprawdę świetna okazja, zwłaszcza, że nabyłam dodatkowo mleczko do demakijażu, krem na noc i scrub do ciała.  Ewentualnie może zakupić go także na Allegro, gdzie ceny są podobne. 



Opinia producenta :
,, Luksusowy krem o bogatej formule
stworzonej specjalnie z myślą o potrzebach skóry wokół oczu.
Przywraca właściwy poziom nawilżenia i poprawia koloryt cery.
Ujędrnia w okolicach oczu i skutecznie wygładza, nadając
jej sprężystość oraz blask.
Testowany przez okulistów. '' 


Konsystencja jest kremowa, łatwa i przyjemna w rozprowadzeniu. Ma bardzo ładny zapach, jak wszystkie kosmetyki z serii Milk & Honey Gold, które mnie oczarowały.
Jest przeznaczony dla bardzo suchej skóry, jednak wydaję mi się, że jego nawilżenie jest zbyt słabe. Mi wystarcza, ponieważ nie borykam się z takim problemem. Ładnie ujędrnia skórę w okolicach oczu, ale jej za bardzo nie ściąga, co jest dla mnie ogromnym plusem. Nie podrażnia oczu i faktycznie, po jakimś czasie zauważyłam, że skóra jest trochę rozjaśniona i wygładzona. Nałożenie go na szybko przed makijażem raczej nie wchodzi w grę, ponieważ krem potrzebuje trochę czasu, aby się dobrze wchłonąć. Po aplikacji, pozostawia po sobie cienką, przeźroczystą powłoczkę, dzięki której nie wysusza, tak jak niektóre kremy.
Jest wydajny, a cena całkiem przystępna. Mniej więcej za taką kwotę nabywamy kosmetyki pod oczy.

Jak dla mnie całkiem fajny, ale z pewnością skuszę się na coś innego, by mieć lepsze porównanie.



A wy co sądzicie ? Może któraś z Was miała już ten produkt ? Jakie są Wasze ulubione kremy i żele pod oczy ?

lipca 23, 2014

Szpan na szybko, czyli muffiny czekoladowe


Cześć. :)

Chciałabym się z Wami podzielić przepisem, który podsunęła mi kiedyś przyjaciółka. Jako, że jestem trochę noga, jeśli chodzi o pieczenie,to obawiam się jakichkolwiek starć z plackami, tortami i ciastami. Jednak okazało się, że zrobienie takich muffinek jest banalne i niezbyt pracochłonne. Zajmie Wam to około 30 minut i jest świetnym rozwiązaniem, gdy z wizytą wpadną niezapowiedziani goście.

Składniki, których będziecie potrzebować :
  • 2 szklanki mąki
  • pół szklanki cukru
  • 3 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 2 łyżki kakao
  • tabliczka czekolady                                     
  • pół szklanki oleju
  • 1 jajko
  • 1 szklanka mleka
* opcjonalnie zamiast czekoladowych muffin można przygotować białe. Wtedy wystarczy zamiast dwóch łyżek kakao, dodać dwie łyżki mąki.


Sposób wykonania :

  1. Najpierw należy rozgrzać piekarnik do odpowiedniej temperatury, czyli 180 stopni z termoobiegiem lub 200 stopni bez termoobiegu.
  2. Następnie pokroić w drobne kosteczki czekoladę. Wystarczy najtańsza biedronkowa, najlepiej bez żadnego nadzienia - po prostu mleczna. Jeśli zdecydujecie się na przygotowanie białych muffinek, dodajcie białą czekoladę.
  3. Przygotować dwie miski. W jednej wymieszać wszystkie suche składniki, tj mąka, cukier, proszek do pieczenia, kakao, czekolada, a w drugiej mokre składniki, czyli jajko,olej, mleko. Pamiętajcie, aby dobrze przesiać mąkę!
  4. Potem wystarczy zmieszać zawartość obu misek ze sobą bardzo dokładnie, tak, aby nie zostały grudki.
  5. Do papierowych papilotek należy nakładać masę, na około 2/3 wysokości. Taka porcja powinna wystarczyć na około 20 muffin.
  6. Piec przez 17 minut.

Jak widzicie przygotowanie wcale nie zajmuje dużo czasu. Nie potrzebujecie do tego nawet miksera. Muffiny wychodzą naprawdę pyszne, sama bardzo często korzystam z tego przepisu. :)

Papilotki do muffin dostaniecie w każdym supermarkecie, ale chyba najbardziej opłaca się kupić w Tesco, bo około 5 złotych za 100 sztuk. Polecam także metalowe formy, które nadają odpowiedni kształt ciasta.

Tender Care, czyli moje MUST HAVE.

Hej kochani !


Przychodzę do Was dzisiaj z recenzją produktu o którym zapewne wiele z Was słyszało, a na pewno niejedna z Was jest jego szczęśliwą posiadaczką. Mowa o kultowym Tender Care firmy Oriflame. Kosmetyk mieści się w niewielkim okrągłym, ale bardzo gustownym opakowaniu. Jego rozmiary pozwalają, aby mógł znaleźć się w naszej kosmetyczce, czy też torebce. Kolor Tendera jest zależny od jego zapachu. Aktualnie możemy znaleźć pięć Tenderów w różnych przedziałach cenowych : kokosowy, karmelowy, migdałowy, miodowy, a także ostatnio nowość - bo czarna porzeczka. Wszystkie pięć możecie znaleźć w prawie każdym katalogu lub po prostu na oficjalnej stronie Oriflame <- klik.


Jak widać produkty pomimo takich samych opakowań, różniących się tylko kolorami (nie pojemnością!) są różne cenowo. 
To fakt, ale w katalogach Oriflame można upolować je na jakiś 
przecenach, czy
 w zestawach paru kosmetyków, za naprawdę śmieszną cenę. 
Spójrzcie na ostatnią pozycję : zestaw podarunkowy. 
Z pewnością niebanalny, śliczne opakowanie, ale sama 
osobiście uważam, że 100 złotych jest zbyt wygórowaną ceną.
 Mi udało się zgarnąć cztery takie Tender Care w 
zestawie za 19,90 zł ! Tak więc naprawdę warto
 śledzić promocje w Oriflame, jeśli zależy
 Wam na tym produkcie. 



Ja posiadam cztery z nich + jeszcze wiśniowy Tender Care z edycji limitowanej, którego już chyba nie można dostać. Ale kto wie, może jeszcze zagości w katalogach Oriflame. Mogłoby się wydawać, że to niepozorne opakowanie kryje naprawdę niewielką ilość produktu (15 ml) i wystarcza na parę maźnięć po ustach lub wysuszonych miejscach. Początkowo również tak myślałam, jednak na szczęście się pomyliłam. Swój pierwszy słoiczek zakupiłam w lipcu ubiegłego roku i pomimo dosyć częstego używania mam go do dzisiaj.


Kosmetyk ma konsystencję wazeliny i genialny zapach. Doskonale nawilża nie tylko usta, ale także wysuszoną skórę łokci, pięt, rąk. Wystarczy rozprowadzić niewielką ilość kosmetyku, aby po paru dniach zauważyć różnicę. Świetnie sprawdza się w porze zimowej, kiedy to szczególnie narażone na niebezpieczeństwo są nasze usta. Bardzo często używałam go również, pod różnego rodzaju szminki, by zapobiec wysuszeniu warg, co faktycznie bardzo mi pomogło. Aplikacja produktu jest przyjemna, szybka i wygodna, o ile posiada się w miarę krótkie paznokcie. Ja nie mam takiego problemu, ale myślę, że dla takiej jakości warto go przeboleć.


1.  Migdałowy (zdecydowanie mój ulubiony)
2.  Karmelowy
3. Wiśniowy
4. Kokosowy.

Każdy z nich posiada intensywny, ale bardzo przyjemny zapach. Wyposażone w olejki i składniki naturalne z powodzeniem przynoszą ukojenie i przyśpieszają regenerację skóry.

 Tendery są genialne. Muszę przyznać, że w pierwszej kolejności urzekł mnie ich zapach i śliczne opakowanie, a dopiero później dostrzegałam super działanie kosmetyku. Oczywiście ogromny plus za naturalne składniki zawarte w produkcie. Jest to jeden z moich ulubieńców i z pewnością uzupełnię na nowo kolekcję moich Tender Care.Od dzisiaj poluję na czarną porzeczkę i z niecierpliwością czekam na coś nowego. :)
Gorąco zachęcam do ich zakupu, a jeśli któraś z Was je posiada, również zapraszam do podzielenia się opinią. :)


lipca 22, 2014

Cukierkowa słodycz, czyli coś dla kobiet.

Witajcie na moim blogu!
Początki bywają trudne, pełne pracy i poświęceń, ale gdy się lubi, to co się robi, jest to mało ważne. Ja dzisiaj zaczynam coś nowego, i będzie to właśnie blog, w którym znajdziecie domowe porady, obiektywne opinie kosmetyków, recenzje ciekawych filmów i książek, inspiracje, makijaże i wiele, wiele innych. Czyli wszystko z punktu widzenia kobiety dla kobiety.